Możemy znaleźć wiele argumentów za tezą, że dom taki, jaki znamy, jest poniekąd „naturalny”, „jedyny możliwy czy wyobrażalny”, że jego fizyczny kształt i konotacje symboliczne są nieodzowne – to nie są. Ową kontekstowość i historyczność niezwykle sugestywnie pokazali tacy badacze zjawiska, jak Philippe Aries i Georges Duby czy Witold Rybczyński [1] Do zmian wzorów zamieszkiwania w PRL-u i po transformacji odnosiło się wiele publikacji Ewy Kaltenberg-Kwiatkowskiej[2]. Cenne pod tym względem są także książka Marcina Jewdokimowa poświęcona zmianom społecznych praktyk zamieszkiwania[3]czy rozważania Marty Skowrońskiej na temat adaptowania domowych technologii[4]). Wspomniane przykłady – bo przecież takich pozycji jest znacznie więcej – ujmują w perspektywie diachronicznej przemiany domu, jego idei, domowości, fizycznego kształtu lokum, domowych technologii i generowanych przez nie praktyk społecznych. Ta perspektywa uświadamia zmiany w czasie i pozwala zbudować – mówiąc po socjologicznemu – typ idealny domu[5] w danym momencie historycznym i danych okolicznościach kulturowych. Czy dziś udałoby się to zrobić? I czy warto?
W 2020 roku, przed wybuchem pandemii COVID-19, Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS) na zlecenie Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych zrealizowało badanie ilościowe reprezentatywne dla populacji dorosłych mieszkańców Polski, w którym część pytań odnosiła się do domu i domowości. W opinii respondentów jest on przede wszystkim miejscem, gdzie mogą poczuć się swobodnie (73%), przypisanym rodzinie i bliskim (68,2%), gdzie można robić to, co się lubi (38,8%) i odizolować się od zewnętrznego świata (35%)[6]. Możemy więc uznać, że dla statystycznej większości dom urzeczywistnia cenione przez nią wartości, takie jak autonomia, prywatność i rodzinność. Jednocześnie jako składnik majątku postrzegało go jedynie 3,8% badanych. Ten parametr mógł się zmienić podczas pandemii, kiedy to nieruchomości stały się pożądaną inwestycją i sposobem uchronienia oszczędności przed dewaluacją.
Tak wartościowany dom ma silnie zaznaczone granice i określone reguły ich przekraczania. Dla ponad 70% badanych pomysł odpłatnego wynajmowania części swojego domu podróżnym za pośrednictwem portalu internetowego okazał się nie do przyjęcia, a kolejne 7% gotowe byłyby go rozważyć tylko w sytuacji, gdyby zmusiła je do tego konieczność finansowa[7].
Tyle o większości. Trzeba oddać jej sprawiedliwość i mocno podkreślić, że dom, w znaczącej mierze ufundowany na tradycyjnych parametrach: ideale prywatności, rodzinności, intymności, higieniczności, mieszczańskiej moralności i komfortu[8]) jest zakorzeniony w naszym społeczeństwie jako podstawowy, główny, dominujący wzór zamieszkiwania. „Oprawienie”, „obudowanie” tych wartości w bryłę domu czy mieszkania zakłada funkcjonalny podział przestrzeni i przypisanie poszczególnym jej częściom celów, do których na obecnym etapie są przeznaczone – sypialnia do spania, jadalnia do spożywania posiłków, salon do przyjmowania gości, piwnica do przechowywania zapasów itp.. Warto przy tym wspomnieć o aspekcie „prezentacji na społecznej scenie”[9], jakiej poddawane są dom czy mieszkanie, a więc pokazywaniu ich fragmentów czy ogólnego widoku innym, by uzyskać podziw, aplauz, zachwyt, zewnętrzne potwierdzenie prestiżu, zamożności i gustu. Taki dom oraz takie myślenie o nim znamy i słusznie uważamy je za wciąż dominujące, choć coraz słabiej i coraz mniej bezalternatywnie.
Ciekawsze z socjologicznego punktu widzenia wydają mi się jednak te sposoby myślenia o zamieszkiwaniu i związane z nimi praktyki, które na razie są niszowe, o ograniczonym zasięgu, nietrwałe i okazjonalne, a jednak uporczywie drążące monolit domowości, prowadząc w konsekwencji do jego dekompozycji. Wspomnę pokrótce o kilku z nich, a także o uwarunkowaniach zewnętrznych, jakie trzeba mieć na względzie, by zrozumieć kierunki przekształcania się zjawiska zamieszkiwania we współczesnej Polsce.
Monolit tradycyjnej domowości możemy postrzegać jako rozsadzany zarówno przez „siły odśrodkowe”, jak i napór uwarunkowań zewnętrznych. Wśród tych pierwszych na pewno trzeba uwzględnić zmianę składu rodzin, które coraz rzadziej obejmują więcej niż dwa pokolenia (rodziców i dzieci). Domy wielopokoleniowe, opisywane jako oczywistość w latach międzywojennych i po II wojnie światowej przez Ewę Kaltenberg-Kwiatkowską[10]), stają się niezwykle rzadkim fenomenem. Wśród przesłanek tej sytuacji z pewnością jedną z poważniejszych jest migracja i postępujący za nią ubytek liczby ludności na przeważających obszarach Polski. Proces ten według szacunków Przemysława Śleszyńskiego[11] w latach 60. XX wieku dotyczył około 30% powierzchni kraju, w latach 70. i 90.– już 60%, zaś obecnie to około 70%, a do roku 2050 liczba ludności będzie spadać w około 85-90% naszego kraju. W opinii Romualda Jończego owe 90% wyludniającego się obszaru Polski mamy już teraz[12], a głównym kanałem ubytku ludności są migracje wewnętrzne, w tym edukacyjne, które okazują się definitywne. W związku z tym miasta uniwersyteckie tzw. wielkiej piątki: Warszawa, Kraków, Poznań, Wrocław i Trójmiasto, odnotowują dodatnie saldo migracyjne, podczas gdy reszta terytorium kraju dotknięta jest w mniejszym lub większym stopniu wyludnieniem. Wpływa ono na strukturę wiekową oraz pokoleniową pozostającej ludności i na jej konfiguracje mieszkaniowe – brakuje najmłodszego pokolenia, zostają osoby starsze[13]) i w średnim wieku. W cytowanym powyżej badaniu CBOS nieco ponad 20% badanych zadeklarowało, że mieszka zupełnie samotnie lub że ich jedynymi domownikami są zwierzęta[14]. Rośnie także – choć wciąż jest marginalny – odsetek osób zamieszkujących nierodzinnie, a więc z dalszymi krewnymi lub z osobami niespokrewnionymi w tzw. niedomach[15]).
Innym „odśrodkowym” procesem wpływającym na zmiany praktyk zamieszkiwania jest, szczególnie rozkwitłe w pandemii, zaburzenie klarownego podziału na dom i miejsce pracy/nauki, a tym samym na sferę stricte prywatną, odróżnialną od publicznej czy społecznej. Ta dyspersja granic nie jest niczym nowym, pisał o niej już w połowie XX wieku Jürgen Habermas[16], jednak spowodowana pandemią izolacja i zdalne praktyki zawodowe czy edukacyjne bardzo mocno przedefiniowały funkcjonalne podziały przestrzeni domowej, wprowadzając do niej powszechnie element pracy zawodowej, który wcześniej dotyczył tylko wybranych kategorii telepracowników[17]). Prawdopodobne jest, że ta zmiana już z nami zostanie, sukcesywnie rozkalibrowując wspomniane wyżej wartości domowe, jak: azyl od zewnętrznego świata, miejsce nieskrępowanej swobody czy epicentrum rodzinności i prywatności. Z tym zjawiskiem wiąże się wzrost roli nowych mediów, które odrywają domownika od jego materialnego i społecznego otoczenia oraz uniezależniają jego aktywność od miejsca, a niekiedy także pory dnia.
Z kolei zewnętrzne uwarunkowania przemian współczesnych potrzeb i wyobrażeń mieszkaniowych mają swój mocny aspekt ekonomiczny, ale w moim przekonaniu nie da się ich wyczerpująco wytłumaczyć samą sytuacją finansową. Pierwszą tendencją, o której warto napisać, jest miniaturyzacja. Dotyczy to zarówno domów określanych jako małe domki (tiny houses), jak i mieszkań tzw. mikroapartamentów. Oczywistą cechą obu rozwiązań jest ich oszczędność już na etapie inwestycji, a potem także utrzymania. Warto w tym miejscu wrócić do typu idealnego tradycyjnego domu i porównać, co wnoszą, a co odbierają lub też jaką rekompozycję wprowadzają takie rozwiązania. Na pierwszy rzut oka uniemożliwiają swobodne rozpisanie funkcji na pomieszczenia, o którym wspominałam wcześniej, ale jak już wiemy, jest ono umowne i kontekstowe. Kwestią czasu było zwiększenie roli łóżka we wnęce czy z kotarą do osobnej sypialni, „zredukowanie” kredensu z pomieszczenia do mebla czy wyrzucenie z kuchni «czarnej izby» funkcji nocowania, szycia, mycia się, odrabiania lekcji itp. W zminiaturyzowanych przestrzeniach w miejsce rozmachu i nadmiaru pojawia się nowa wartość, jaką jest smart, a więc rozwiązania sprytne, pomysłowe, technologicznie zaawansowane, które sprzedawane są jako znacznie bardziej nowoczesne i lepiej odpowiadające obecnemu światu; jako powód do dumy. „Mikroapartamentowość wyraża się w optymalizacji funkcjonalności – «wyciśnięciu» z niewielkiej przestrzeni więcej, niż wydawałoby się to możliwe. Tę myśl dobrze obrazuje slogan reklamowy jednej z amerykańskich inwestycji: «everything you need, nothing you don’t.» Optymalizacja wiąże się z ukrywaniem w meblach dodatkowych funkcji, możliwością nadawania przestrzeni różnych kształtów w zależności od pory dnia – na przykład zmieniania pokoju dziennego w sypialnię poprzez wysunięcie łóżka spod szafy. Uzyskanej poprzez zagospodarowanie przestrzeni funkcjonalności towarzyszy technologiczne zaawansowanie – zastosowanie bardzo nowoczesnych instalacji i urządzeń, które zwiększają wygodę”[18]. Obok tej skrajnie wyśrubowanej w rzeczywistości wtórnej multifunkcjonalności mikrometraże wpisują się w modę na ekologię, niską koszto- i materiałochłonność, minimalizm, wreszcie w potrzebę świadomego nieobciążania planety swoimi kaprysami. Tym sposobem zamieszkiwanie w mikroapartamentach czy tiny house’ach nie wywołuje skojarzeń z ubóstwem, tylko ze świadomością klimatyczną czy obywatelską, co staje się alternatywnym, atrakcyjnym komunikatem we wspomnianej powyżej prezentacji (siebie i swojego domu albo siebie poprzez swój dom) na społecznej scenie.
Istotną cechą tiny house’ów jest ich adaptatywność. Ta wartość, nowa w katalogu domowości, pojawia się w miejsce stabilności, stateczności i ostatecznego zdefiniowania. Tiny house może służyć za całoroczny dom, za domek letni, bungalow dla gości, miejsce pracy, warsztat, pracownię itp. Co więcej, jest adaptatywny w czasie, tzn. dopasowuje się do etapu biograficznego mieszkańców czy cyklu życia rodziny. To bardzo wyraźnie wpisuje go w aktualne trendy, w których następuje odwrót od skończonych, zamkniętych inwestycji na rzecz projektów w budowie, niedomkniętych i gotowych na permanentne zmiany[19] .
Redefinicją naprawdę dużego kalibru, obecną także w fenomenie tiny house’ów, jest mobilność domu. Wprowadzenie takiej możliwości do zamieszkiwania jest bardzo ciekawą innowacją, w której łączy się tradycyjnie (z wyjątkiem plemion nomadycznych) osiadłe życie z wędrówką. Mam tu na myśli dwie jej wersje, które w uproszczeniu nazwę podróżami z konieczności i podróżami dla przyjemności. Nie muszą się one wykluczać. Obie wersje mobilności wprowadzone do domu odpowiadają potrzebom mieszkańców załatwianym dotąd (zazwyczaj) poza nim i wciągnięcie ich w zakres domowości wymagało pewnego przedefiniowania. Podróż z konieczności jest związana z drogą za pracą, ale przecież – jak wskazałam powyżej – praca właśnie powtórnie wchodzi do domu, a na dobrą sprawę nigdy z niego do końca nie wyszła, o ile mamy na myśli telepracowników, ale także różne wolne zawody – artystów, naukowców, rzemieślników, niegdysiejszych chałupników, czy w końcu nieodpłatną pracę kobiet. Podróż za pracą odbywał w dwudziestoleciu międzywojennym Władek Wiśniewski, z zawodu piekarz, który w pamiętniku zamieszczonym w klasycznym „Chłopie polskim w Europie i Ameryce” opisuje swoje piesze wędrówki po kraju w poszukiwaniu zatrudnienia jako coś oczywistego, jako zwykły pomysł na życie[20]. Podobnie życie w podróży, tyle że we własnym domu urządzonym w aucie, odbywają dziś starsi wiekiem Amerykanie, dorywczy pracownicy firmy Amazon albo recepcjoniści campingów, którzy utraciwszy oszczędności i nieruchomości, przeprowadzili się do samochodu i zmienili diametralnie styl życia[21]). O ile jednak w przypadku Władka Wiśniewskiego konieczność zarobkowania była dojmująca i dominująca, o tyle w gronie pozbawionych domów Amerykanów pojawia się element przyjemności z podróży i z okazjonalnego towarzystwa podobnych sobie koczowników, a przy tym wyraźny rys nonkonformizmu wobec ekonomii neoliberalnej. Jak pisze Jessica Bruder: „istnieli zawsze: wagabundzi, włóczykije, wędrowni pracownicy, niespokojne duchy. Jednak teraz, w trzecim milenium, pojawiło się nowe koczownicze plemię. Ludzie, którzy nigdy nie przypuszczali, że zostaną nomadami, ruszają w drogę. Rezygnują z tradycyjnych domów i mieszkań i przeprowadzają się do tego, co nazywa się czasem «nieruchomościami na kółkach» – do busów, kamperów z odzysku, szkolnych autobusów, pikapów z zabudowaną paką, przyczep kempingowych i najzwyklejszych sedanów. Zostawiają za sobą dylematy nie do rozwikłania, przed którymi staje dziś dawna klasa średnia. (…) Niektórzy mówią o nich: bezdomni. Ale koczownicy nowej ery odrzucają tę łatkę. Mają przecież dach nad głową i środek transportu, przyjęli więc inne określenie: bezmiejscowi”[22]. Na marginesie tylko warto wspomnieć, że mieszkanie w aucie oznacza powrót drogą, która wiodła od jednej, multifunkcjonalnej przestrzeni (hallu) do wyspecjalizowanych pomieszczeń domowych[23]; van, podobnie jak tiny house, jest wtórnie multifunkcjonalny.
Opisany trend, nazywany z angielska VanLife, ma także swoje wersje bardziej lifestylowe, w których para czy nawet rodzina wybiera taki sposób życia ze względu na jego atrakcyjność, spontaniczność, ekologiczność i nonkonformizm[24]. . Wówczas zamieszkiwanie zostaje połączone z podróżą dla przyjemności. To wymagało naprawdę dużej wolty, jako że turystyka z definicji kojarzy się z oderwaniem od domowej rutyny i codzienności[25], ale jak podkreślałam, konfiguracja funkcji i wartości przypisywanych zamieszkiwaniu jest zmienna w czasie i kontekstowa.
Na koniec wracam do pytania o typ idealny dzisiejszego zamieszkiwania: czy można go skonstruować i czy jest to potrzebne?. Jak pokazałam, można to zrobić, opierając się na statystycznych większościach. Czy warto to robić? Nie, a przynajmniej z mojej, socjologicznej perspektywy znacznie ciekawsze jest śledzenie nowych trendów i przewartościowań w kwestii zamieszkiwania. Starałam się pokazać kilka z nich, podkreślając jednocześnie zmienność (sposobów realizacji, powiązań, rozumień itp.) wartości oraz funkcji przypisywanych domowi; do tej listy warto dodać także rozwój technologii i idących za nimi możliwości, jak udomowienie samochodu czy umobilnienie domu. IV tom Historii życia prywatnego koncentruje się na bardzo ciekawym okresie –od rewolucji francuskiej do I wojny światowej. Wówczas to w wyniku splotu różnych wpływów osiadły tryb życia, własny domek, stateczna rodzina i stała praca w służbie rozpędzającego się kapitalizmu zostały sprzedane ludziom jako ich własne marzenie, a ci je kupili i gorliwie realizowali. To wtedy, na bazie moralności mieszczańskiej i tęsknot za arystokratycznym luksusem, kształtował się ideał życia robotniczego, później też klasy średniej, jaki znamy do dziś.
Obecnie kończy się ekspansywna i bezwzględna epoka industrialna, która w ogromnej mierze wytworzyła ideał zamieszkiwania „w służbie fabryki i blisko niej”, oczywiście podbarwiony marzeniami o „jeszcze więcej” i zależnym z nim wartościowaniem. Myślę, że jesteśmy świadkami procesu, w którym cała ta skomplikowania, powiązana wzajemnie maszyneria ekonomiczna, społeczna, architektoniczna, technologiczna i aksjologiczna się chwieje, a przynajmniej wewnętrznie rekomponuje.
[1] Historia życia prywatnego, red. P. Aries, G. Duby, red. polska A. Łoś, t. I–V, Wrocław – Warszawa – Kraków 2005 oraz W. Rybczyński, Dom. Krótka historia idei, Kraków 2015.
[2] E. Kaltenberg-Kwiatkowska, Biografie mieszkaniowe: domy dzieciństwa babek wnukom opowiedziane [w:] Co znaczy mieszkać. Szkice antropologiczne, red. Woroniecka Grażyna, Warszawa 2007, ss. 136-172; E. Kaltenberg-Kwiatkowska, 75 lat zmian sytuacji mieszkaniowej w Polsce. Dane oficjalne i świadectwa indywidualnych biografii [w:] Człowiek – miasto – region. Związki i interakcje, red. G. Gorzelak, M. Szczepański, W. Ślęzak-Tazbir Warszawa 2009, ss. 362-392.
[3] M. Jewdokimow, Zmiany społecznych praktyk zamieszkiwania, Warszawa 2011.
[4] M. Skowrońska Marta, Opór i adaptacja. Technologia, wynalazki i domowy komfort [w:] Socjologia zamieszkiwania. Narracje, dyfuzje, interwencje, red. M. Jewdokimow, M. Łukasiuk, Warszawa 2016, ss. 29-61.
[5] Kategorię typu idealnego wprowadził do socjologii Max Weber. W skrócie oznacza on pewien uproszczony, wewnętrznie uspójniony, ale jednocześnie wyrazisty i sugestywny model jakiegoś zjawiska społecznego. Taki typ idealny nie jest ideałem w sensie aksjologicznym, a raczej pewnym poręcznym wyobrażeniem, oczyszczonym z niuansów i odchyleń, jasnym, koherentnym i łatwym do uchwycenia. Typ idealny zdaniem Webera doskonale nadaje się do konstruowania porównań.
[6] Badanie ISNS UW 2020/02 zrealizowane przez CBOS w dniach 23.01-23.02 2020 roku na reprezentatywnej próbie losowej liczącej 956 dorosłych mieszkańców Polski. Pytanie wielokrotnego wyboru; uzyskane wyniki nie sumują się do 100%.
[7] Ibidem.
[8] Por. M. Łukasiuk, M. Jewdokimow, Niedom. Socjologiczna monografia mieszkań migracyjnych, Warszawa 2012.
[9] M. Skowrońska, Jak u siebie… Zamieszkiwanie i komfort, Kraków 2015; M. Łukasiuk, Za otwartymi drzwiami. Udostępnianie mieszkania w kontekście prezentacji na społecznej scenie, „Miscellanea Anthropologica et Sociologica” Socjologia zamieszkiwania w kontekstach, nr 19 (4), 2018, ss. 92-110.
[10] E. Kaltenberg-Kwiatkowska, Biografie mieszkaniowe…
[11] Powołuję się na wystąpienie prof. Przemysława Śleszyńskiego z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN w trakcie konferencji Rządowej Rady Ludnościowej pt. Migracje a sytuacja demograficzna Polski zorganizowanej w Sejmie RP w czerwcu 2019 roku.
[12] Powołuję się na wystąpienie prof. Romualda Jończego z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, członka Komitetu Nauk Demograficznych PAN i Komitetu Badań nad Migracjami PAN, w trakcie konferencji Rządowej Rady Ludnościowej pt. Migracje a sytuacja demograficzna Polski zorganizowanej w Sejmie RP w czerwcu 2019 roku.
[13] Por. M. Niezabitowski, Środowisko zamieszkania w doświadczeniu osób starszych. Wybrane aspekty psychospołeczne w ujęciu socjologicznym, Gliwice 2018.
[14] Badanie ISNS UW 2020/02 zrealizowane przez CBOS w dniach 23.01-23.02 2020 roku na reprezentatywnej próbie losowej liczącej 956 dorosłych mieszkańców Polski.
[15] M. Łukasiuk, M. Jewdokimow, , Niedom. Socjologiczna monografia mieszkań migracyjnych, Warszawa 2012.
[16] J. Habermas, , Strukturalne przeobrażenia sfery publicznej, Warszawa 2007.
[17] Por. J. Gądecki , M. Żadkowska, , Praktyki telepracowników. Negocjacje granic między domem a pracą [w:] Socjologia zamieszkiwania. Narracje, dyfuzje, interwencje, red. M. Jewdokimow, M. Łukasiuk, Warszawa2016, ss. 63-86.
[18] W. Wilk, Mikroapartamenty. Analiza przestrzenno-społeczna [w:] Socjologia zamieszkiwania. Narracje, dyfuzje, interwencje, red. M. Jewdokimow, M. Łukasiuk, Warszawa 2016, ss. 180-181.
[19] M. Łukasiuk, Interakcje z architekturą. Społeczne sprawstwo zabudowy, „Kultura Popularna” nr 2 (52), 2017, ss. 44-53.
[20] W. Thomas, F. Znaniecki, , Chłop polski w Europie i Ameryce, t. III, Warszawa 1976.
[21] J. Bruder, Nomadland. W drodze za pracą, Wołowiec 2020.
[22] Ibidem, s. 10
[23] Por. W. Rybczyński, Dom.., s. 45.
[24] Por. Rzucili wszystko by zamieszkać w vanie - rok, który zmienił nasze życie - Van Life Polska, online: https://www.youtube.com/watch?v=iVc7EGZKr80; https://podrozovanie.pl/ (data dostępu: 30.08.2021).
[25] Por. D. MacCannell , Turysta. Nowa teoria klasy próżniaczej, Warszawa 2002 i J. Urry, Spojrzenie turysty, Warszawa 2007.
reklama