Kolejne opisywane w ramach cyklu umowy nie mają już charakteru projektowego z formalnego punktu widzenia. Jednak zmieniające się uwarunkowania ekonomiczne w światowych trendach gospodarek wolnorynkowych stworzyły lub, jak kto woli, wymusiły nowy typ usług wcześniej praktycznie nieznanych architektom. Poprzednie zdanie nie dotyczy umów o pełnienie nadzoru autorskiego. Pragnę przy okazji zwrócić uwagę, że książka, z której pochodzą fragmenty tej publikacji, została napisana w 2004 roku. Bez tego przypomnienia kwestie odnoszące się do „nowości” takich dokumentów mogłyby u wielu czytelników budzić zdziwienie.
Umowa z architektem na opracowanie dokumentacji przetargowej ma charakter typowo usługowy i uzupełniający. Jest to stosunkowo mało rozpowszechniony rodzaj usługi, przynajmniej w polskich warunkach. Zakres świadczenia polega na zleceniu architektowi, jako osobie najbardziej kompetentnej, przygotowania całości dokumentów związanych z przetargiem na wyłonienie wykonawcy robót budowlanych zgodnie z odpowiednimi ustawami związanymi z zamówieniami publicznymi.
Ta szczególna sytuacja nie ogranicza się jednak tylko i wyłącznie do grupy inwestorów publicznych, którzy z mocy prawa zobowiązani są wyłaniać wykonawców drogą przetargu. Coraz częściej robią to także ci prywatni. Ustawa Prawo zamówień publicznych jest bardzo pomocna do opracowania własnej, indywidualnej specyfikacji przetargowej. Ciekawe, że to właśnie inwestorzy prywatni zwracają się do architektów z tym rodzajem zleceń. Instytucjonalni (a już w szczególności wszelkie urzędy samorządowe) są tak bardzo przekonani o swojej nieograniczonej wiedzy, że do głowy im nie przyjdzie, by w tej pracy mógł wyręczyć ich ktoś bardziej kompetentny.
Zakres świadczenia takiej umowy obejmuje:
Treść samej umowy jest stosunkowo prosta. Strony ustalają zakres świadczeń, który w tym przypadku jest oczywisty, honorarium i termin dostarczenia dokumentacji. Umowa o przygotowanie specyfikacji przetargowej, wbrew krążącej opinii, nie rodzi podejrzenia o możliwości wystąpienia korupcji. Autor projektu jest osobą zdecydowanie najbardziej kompetentną i predestynowaną do realizacji tego typu prac. Istotnymi zaletami wynikającymi ze zlecenia architektowi przygotowania specyfikacji przetargowej są:
Dokumentacja przetargowa – z samego założenia – nie jest tym świadczeniem wobec klienta, które architekci lubią najbardziej. Ma ona, praktycznie, charakter pracy biurowej. Jest rodzajem „tworzenia” dla klienta przyszłej umowy w zakresie inwestor – wykonawca robót budowlanych. Stąd klienci przed podjęciem decyzji o zleceniu architektowi dokumentacji powinni być pewni, że jest on w stanie temu podołać. Nie każdy z nich ma właściwe predyspozycje do tego świadczenia. Można być znakomitym profesjonalistą, posiadać olbrzymią praktyczną wiedzę techniczną, a jednocześnie być zupełnie bezradnym wobec tego typu zleceń.
Specyfikacja istotnych warunków zamówienia (SWIZ), jako podstawowy dokument w każdym przetargu, przesądza o treści przyszłej umowy. Bardzo ciężko jest pogodzić wiedzę zawodową architekta z profesją prawnika. Powiedzmy wprost: jest to niemożliwe. Stąd te prace, w pełni profesjonalnie, są w stanie wykonać jedynie wspólnie działający przedstawiciele obu tych zawodów. Teoretycznie z takimi zleceniami nie będą mieli problemów tylko ci koledzy architekci, którzy „czują” literę prawa, a przy tym znają specyfikę procesu technologii wznoszenia obiektów (nie mylić z technologiami budowlanymi stanowiącymi elementy projektu).
Jednak to tylko teoria, i zamawiający powinni o tym pamiętać. Nie można wymagać od kogoś czegoś, do czego nie jest on profesjonalnie przygotowany. Pojawia się pytanie: czy należy zatem zrezygnować z usług architekta, który we wstępnych rozmowach odmawia potencjalnemu klientowi (po opracowaniu dokumentacji projektowej) przygotowania dokumentacji przetargowej? Odpowiedź jest jedna i zdecydowana – nie! Takie stawianie sprawy byłoby całkowitym nieporozumieniem. Jak wyżej zostało napisane – jest to świadczenie uzupełniające, które może, ale nie musi, być wykonane przez architekta, autora projektu. Źle przygotowana pod względem prawnym specyfikacja przetargowa w konsekwencji może być dla inwestora bardzo kosztowna. Oczywiście, byłoby idealnie, gdyby autor projektu mógł te prace nadzorować i wykonać, ale jeżeli uprzedza swojego klienta, że nie czuje się na siłach sprostać temu zadaniu, to świadczy to tylko o jego uczciwości i... profesjonalizmie. Zapewne wielu czytelników zada pytanie: a gdzie tu profesjonalizm, jeżeli odmawia się wykonania pewnych zadań? Właśnie w odmowie! Architekt, który zna swoje możliwości, nigdy nie będzie narażał klienta na straty, a można je wygenerować złą specyfikacją przetargową. Potwierdzi to każdy prawnik i ekonomista.
Reasumując:
Należy podkreślić, że dobrze przygotowana specyfikacja przetargowa jest kluczem do sukcesu przyszłej inwestycji. Połączenie profesjonalizmu architekta z zespołem wykonawcy robót oraz inwestorem stanowi istotę powodzenia całego przedsięwzięcia.
U podstawy tego świadczenia leży wyłonienie w imieniu zamawiającego wykonawcy robót budowlano-montażowych. Z technicznego punktu widzenia to czynność teoretycznie prosta. Idealna sytuacja (bardzo rzadko spotykana) występuje, jeżeli taki przetarg inwestor przeprowadza osobiście. Korzyści, jakie osiąga, to najlepsze warunki biznesowe. W praktyce nie jest on fachowcem budowlanym, dlatego potrzebuje powiernika. Kto w imieniu zamawiającego może podjąć się profesjonalnie takiej usługi oraz jak uniknąć korupcji i jednocześnie się przed nią zabezpieczyć?
To bardzo szczególna umowa, przede wszystkim w sferze etycznej. Powiernictwo, często mylone z pośrednictwem, zawsze niesie ze sobą ryzyko korupcji. Jednak rynek wymusza również i ten rodzaj usług. Byłoby hipokryzją udawanie, że to zjawisko nie istnieje. Problem jest na tyle istotny, że w przypadku wystąpienia korupcji, traci – i to bardzo wymiernie – inwestor. Dzieje się tak, ponieważ firmy wykonawcze (z powodu perspektywy uzyskania intratnego zamówienia) zawsze będą starały się dotrzeć do osób mogących mieć wpływ na korzystne dla nich decyzje. Człowiek jest istotą ułomną i trzeba mieć naprawdę silne motywacje i morale, aby skutecznie oprzeć się pokusom finansowym. Chyba że system prawny w danym państwie jest silny i wydolny.
Pojawia się pytanie: kogo inwestor może uznać za osobę godną do reprezentowania jego interesów w tak „delikatnej” materii, jak wybór najkorzystniejszej oferty? Wydawać by się mogło, że może być to architekt (przecież na całym niemal świecie uważa się tę profesję za zawód zaufania publicznego). I teoretycznie jest to dobry wybór. Wyjaśnienia jednak wymaga słowo „teoretycznie”. Otóż, nigdy dobrym powiernikiem nie będzie architekt źle opłacony za swój intelektualny wysiłek. To podstawowa zasada. Ekonomia rządzi światem. Przy braku dostatecznego wynagrodzenia za projekt, nie wystąpi pomiędzy stronami więź emocjonalna połączona z lojalnością. To stara jak świat zasada psychologii, że jednostka niedowartościowana poszukuje nisz do uspokojenia wewnętrznej frustracji. W przełożeniu na rzeczywistą sytuację – niedoszacowany architekt będzie (prawdopodobnie) szukał innej możliwości „zarobienia” przy zleconym zadaniu. Zachowanie całkowicie nieprofesjonalne, naganne i wręcz wstydliwe. Dziwne, ale przyznać trzeba, że istnieje powszechna zmowa milczenia wokół tego zjawiska.
Są jednak kraje, w których taka postawa kończy się „śmiercią moralną i zawodową” architekta lub każdej innej osoby wykonującej podobną w opinii społecznej pracę. Przykro o tym pisać, ale w państwach, w których ustawodawca traktuje usługi architektoniczne jako zawód non grata (np. w Polsce) na całkowicie zdziczałym rynku projektowo-budowlanym sytuacje takie nasilają się (patrz lata 1988–2003 ). I niestety… dzisiaj jest to jeszcze bardzo aktualne.
Powyższe rozważania można skomentować w następujący sposób: inwestorzy, którzy nie dowartościowują osób odpowiedzialnych za wybór wykonawcy robót budowlanych, a działających w ich imieniu, muszą się liczyć z tym, że zapłacą za realizację inwestycji znacznie więcej niż wyniósłby koszt opracowania dokumentacji projektowej. I nie będzie tu mowy o małym, symbolicznym procencie. Można jeszcze dodać, że wykrycie matactwa w tej sprawie jest praktycznie niemożliwe. Machina prawno-biurokratyczna, produkująca „właściwe” dokumenty, skutecznie zatrze ślady przestępstwa. Inwestor domniemujący, że poniósł straty w wyniku celowych działań osób trzecich, może zgłosić ten fakt w prokuraturze. Musi – mimo wszystko – mieć minimum dowodów w sprawie, inaczej tylko się ośmieszy.
Ktoś mógłby zadać pytanie: dlaczego architekt jest osobą lepszą od etatowego pracownika inwestora, np. ekonomisty lub inżyniera budowlanego? Rzecz wydaje się oczywista. Nikt inny nie ma tak wyczulonego oka na to, czy dana firma budowlana startująca w przetargu jest w stanie podołać zadaniu inwestycyjnemu, którego złożoność została zapisana w projekcie. Podstawowe kryteria oceny to:
Powyższy wykaz podstawowych elementów będących kryteriami wyboru ofert, przy jednoczesnym uwzględnieniu możliwości wystąpienia negatywnych zjawisk korupcyjnych, jednoznacznie wskazuje, że zamawiający powinni powoływać komiesje interdyscyplinarne, i sami stać na ich czele. Jeśli jednak jest to z jakichś względów niemożliwe, wówczas gremium powinna przewodniczyć osoba, co do której mają największe zaufanie. Czy ma to być architekt? W tej publikacji chyba na to pytanie nie odpowiemy.
reklama